Recenzja spektaklu "Przyjęcie dla głupca" - listopad 2018 r.

Zachęcona pochlebnymi recenzjami, postanowiłam wziąć na tapet uwielbiany przez poznańską publiczność spektakl pt. "Przyjęcie dla głupca" Francisa Vebera w Teatrze Nowym. Na adaptację autorstwa Tadeusza Bradeckiego wybrałam się wraz z grupą Krzesińska Melpomena 25 listopada bieżącego roku. Zważając na datę premiery (która miała miejsce w 2006 roku) oraz ciągłe wzięcie sztuki, nie dziwni miano kultowego, jakie zyskał. Niestety, zostałam utwierdzona w przekonaniu, że owy tytuł jest rozdawany zbyt lekką ręką.

Co wtorek, uznany wydawca Pierre Brochant wraz z przyjaciółmi urządza kolację. Bez wątpienia, tajemnicą powodzenia tej wspaniałej tradycji są zapraszani goście. Każdy ma za zadanie przyprowadzić ze sobą wyjątkowo przygłupiastego towarzysza. Tym razem, Pierre zaprasza urzędnika Francois Pignone'a, po godzinach fanatyczny konstruktor, którego umiłowanym budulcem są zapałki.

Punkt wyjścia scenariusza otwiera wiele furtek. Sprawnie poprowadzona farsa mogłaby obnażyć obłudę społeczeństwa, niestety groteska została niewybaczalnie spłycona, żarty są żenujące, a postaci jednowymiarowe. Szczególnie rozczarowana zostałam postacią Marlene, nieokiełznanej nimfomanki, miłośniczki horoskopów. Mogła być elektryzująca, a w tej kreacji Agnieszka Różańska była niemiłosiernie irytująca. Reszta obsady wypadła bez większych zastrzeżeń. Na szczególne słowa uznania zasługują odtwórca roli Brochanta, w tej roli niezwykle autentyczny Janusz Grenda, oraz przyglądający się jego kolejnym upadkom Leblanc, nonszalancki Waldemar Szczepaniak. Ci aktorzy wnieśli na deski tak pożądaną wiarygodność.

Skromna scenografia była miłym punktem zaczepienia dla naszych oczu. Jej główne elementy, reprodukcja obrazu Joana Miró oraz nietuzinkowy fotel, inspirowany surrealistycznym płótnem, naturalnie scalały się z postaciami oraz wydarzeniami na scenie. Muzyka, choć w skromnej ilości, została skutecznie wykorzystana w połowie oraz na końcu spektaklu, prowokując uniesienie wśród widzów.

Sztuka "Przyjęcie dla głupca" miała szansę na zostanie komicznym studium próżności. Niestety, przez banalną puentę i niewysublimowany humor, stała się jedynie nieskomplikowaną komedią. Nie jest spektaklem złym. Wystawiana od ponad dekady jakoś musiał skraść serca poznaniaków. Najwidoczniej pożądana jest prosta forma, niemniej jednak trapi mnie zmarnowany potencjał. Poprzeczka została postawiona zbyt wysoko.

Julia Rapior

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja spektaklu "Mister Barańczak" - marzec 2019 r.

Recenzja spektaklu "Dziady" - styczeń 2018 r.