Recenzja spektaklu "Malowany ptak" - czerwiec 2018 r.

9 czerwca 2018 roku w Teatrze Polskim w Poznaniu odbył się spektakl "Malowany Ptak" w reżyserii Mai Kleczewskiej. Nawiązuje on do twórczości Jerzego Kosińskiego, która wywołała wiele dyskusji oraz sporów.

Przedstawienie zaczyna się karykaturą panelu dyskusyjnego na temat losów Żydów w trakcie wojny i okupacji. Aktorzy siedzą na fotelach, piją wodę i rozmawiają ze sobą niczym na debacie w telewizji.W pewnym momencie jednak, zaczynają zachowywać się w kuriozalny sposób (a kuriozalny to nadal mało powiedziane). Każdy z uczestników polemiki, zupełnie nieoczekiwanie, okazuje się być niespełna rozumu, czy to przykładając sobie cebulę do oczu, czy siedząc zupełnie nieruchomo. Ta część trwa do pierwszej (a zarazem jedynej) przerwy i - moim zdaniem - jest najlepszym fragmentem całego spektaklu. Po przerwie zaczyna się właściwe przedstawienie, które swoją groteskowością potwierdza, jak bardzo ekscentryczną wizję miała reżyserka, przygotowując sztukę.

Spektakl jest wystawiony w bardzo nowoczesnym stylu, który momentami jest męczący dla widza. Sceny powtarzane nie raz, nie dwa, ale nawet dwadzieścia razy po pewnym czasie zwyczajne nudzą. Ponadto, nieustannie zmieniające się i niezwiązane ze sobą wątki oraz postaci tworzą wrażenie chaosu, które powoduje, że trudno nadążyć nad skomplikowaną fabułą. W trakcie przedstawienia pojawia się też dużo wyolbrzymień i scen kontrowersyjnych. Drastyczne obrazy wyświetlane na ekranie za sceną, powtarzane wiele razy, takie jak wydłubywanie oczu lalkom lub torturowanie nagiej kobiety, mogą nie przypaść każdemu do gustu. Jakby tego nie było dużo, martwa już kobieta z owego filmu w pewnym momencie wybiega na scenę (nago) i krzyczy w stronę publiczności. Wiele momentów można by wyciąć z tego przedstawienia i nic by na tym nie straciło.

Jest kilka aspektów, które zrobiły na mnie wrażenie w trakcie spektaklu. Po pierwsze gra aktorska. Mimo faktu, iż aktorzy często wyolbrzymiali swoje role, nadal odgrywali je na najwyższym poziomie. W trakcie przedstawienia można zauważyć ogromną dozę realizmu. Bardzo zapadła mi w pamięć scena, w której pijany człowiek wrzeszczy, a w pewnym momencie oblewa innego aktora prawdziwym winem. Realistyczny wymiar budowano nawet przez zapachy, które rozprzestrzeniały się po całej sali (przykładowo zapach kadzidła w trakcie sceny w kościele). Watro też docenić piękną grę światłem oraz muzykę graną na żywo z trzeciego balkonu.

Ze spektaklu wyszedłem bardzo zmieszany i wymęczony. Nie była to najlepsza sztuka, na jakiej byłem. Przedstawienie jest w miarę ciekawe, ale nadmierna ilość wątków, ciągle zmieniające się postaci i niezwiązane ze sobą w żaden sposób sceny powodują, że trudno się skupić i zrozumieć dokładnie, o co chodzi. Moim zdaniem wyolbrzymienia chwilami były przesadne i obyło by się bez nich. Ekscentryzm na taką skalę jest dość trudny do zinterpretowania. Spodziewałem się więcej.

Bartłomiej Malinowski

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja spektaklu "Mister Barańczak" - marzec 2019 r.

Recenzja spektaklu "Dziady" - styczeń 2018 r.

Recenzja spektaklu "Przyjęcie dla głupca" - listopad 2018 r.