Recenzja spektaklu "Molier" - styczeń 2018 r.

W sobotę 3 lutego 2018 r. w poznańskim Teatrze Animacji odbyło się przedstawienie pt. "Molier" w reżyserii Neville'a Trantera. Był to niesamowity spektakl teatru lalek opowiadający o chaotycznym i zaskakującym życiu tytułowego Jean-Baptiste Poquelina, francuskiego komediospisarza, autora m. in. "Skąpca" czy "Świętoszka".

Inspiracją dla Neville'a była sytuacja prosto z molierowskiej sceny - Molier grający główną rolę w "Chorym z urojenia" dostaje ataku duszącego kaszlu, sprawiając że jego występ był bardzo przekonujący. Jednak po powrocie do domu - umiera.

Tranter zdecydował się na opowieść o zmaganiach starca z wieloma słabościami, rozdarciem wewnętrznym czy chociażby zrzędliwą żoną. Lecz cóż to za ironia, życie komediopisarza zapisane w...komedii. Autor wiele aspektów życia Moliera przedstawił w sposób zabawny, z wieloma podtekstami, żartami sytuacyjnymi. Jednak podczas widowiska był czas i na łzy śmiechu, i na refleksje. Nikt tak jak Molier nie potrafił przebrać tragizmu ludzkiego istnienia w sceniczną komedię, a Neville nie dość, że w piękny sposób opisał jego życie, to jeszcze docenił jego umiejętności. Przedstawione ostatnie dni chorego Moliera i występujące w nim postacie pokazują to, jak starzec rozdarty był między realizmem a światem wyimaginowanym.

Tranter niesamowicie spisał się w roli reżysera, ale i też wykonawcy lalek. Precyzyjnie scharakteryzowane, wyglądające jak żywe kukły robiły piorunujące wrażenie. Wielkość lalek zdecydowanie podkreśliła występującą w życiu Moliera imaginację aż do chwili śmierci, a przypadkowa (lub też nie?) garstka ludzi bliskich mu w tym czasie zadziwia widza.

Nie można jednak nie docenić umiejętności aktorskich aktorów pojawiających się na scenie. Płynne przejścia, gwałtowne zwroty sprawiały, że widz nie skupiał się na animujących, a na samych lalkach. Odgłosy, śpiew i zmienność tonów powodowały, że spektakl wydawał się być odtwarzanym filmem.

Moim zdaniem był to spektakl idealny - zabawny, refleksyjny, opowiadający o egzystencji zwyczajnego człowieka, wciąż budującego swoje życie, starając się nie dotknąć przy tym dna. Mimo momentów w moim odczuciu nieco przesadzonych, przedstawiających tematykę seksu jak w sztampowych hollywoodzkich komediach (rozrywce wiodącej prym w dzisiejszych czasach), spektakl bardzo mi się podobał i chętnie obejrzałabym go ponownie.
Maria Balcerzak

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja spektaklu "Mister Barańczak" - marzec 2019 r.

Recenzja spektaklu "Dziady" - styczeń 2018 r.

Recenzja spektaklu "Przyjęcie dla głupca" - listopad 2018 r.